wtorek, 16 września 2014

1.

Wiecie,jak to jest w życiu: raz na wozie,raz pod wozem.
Tego dnia byłam zdecydowanie pod wozem, mogę nawet rzec, że leżałam pod nim plackiem i nie byłam w stanie się podnieść.
Zawsze byłam grzeczną dziewczynką, ale odkąd pokłóciłam się z ojcem i wprowadziłam do mojej wrednej przyjaciółki,ta na siłę chciała ze mnie zrobić imprezowiczkę. Z opłakanym skutkiem,jak się wczoraj okazało. Naprawdę nie wypiłam dużo,przysięgam. Po prostu wczoraj pierwszy raz miałam alkohol w ustach.
- Po prostu masz słaby łeb. Boże,Charlie,jesteś taka wkurzająca! - mówiła do mnie Josie, pomijając fakt,że już któryś raz z rzędu dzisiaj zostałam przez nią obrażona. "Wkurzająca" to z jej ust niemal komplement.
-Oj,zamkniesz się w końcu? - narzekałam,wiercąc się w łóżku. Nie pamiętam prawie nic z wczorajszego wypadu; jedynie tyle,że miałam na sobie o wiele za krótką sukienkę i czułam się niekomfortowo z toną makijażu na twarzy. Aha,jest jeden mały szczegół,który zapadł mi w pamięci:chłopak. Na oko dałabym mu może dziewiętnaście,góra dwadzieścia lat. Wtedy chyba wyszłam na zewnątrz się przewietrzyć. Z resztą,nie ważne,po co wyszłam. On stał kawałek dalej,wypalał papierosa. Gapił się na mnie bez żadnego skrępowania, ale byłam już odrobinę wstawiona,więc sama nie wiem czemu,zrezygnowałam z obserwacji jego osoby. Normalnie pewnie bym zwiała, bo nie lubię,jak ktoś mi się przygląda. Dlaczego założyłam taką krótką sukienkę? Jesteś idiotką,Charlie! Gdzie twoje uparcie,wyparowało? A twoja pewność siebie? Dałaś sobie wcisnąć jakąś obcisłą miniówę i umalować buźkę? Zapomniałaś,że nie lubisz przyciągać uwagi,a zwłaszcza płci męskiej? Stuknij się w głowę,błagam.
 Moim zdaniem chłopak powinien polecieć na mój charakter,a nie na ciało czy wymalowaną twarz. Nie chciałabym nikogo wystraszyć rano,kiedy już obudzi się ze mną w łóżku i zobaczy tę naturalną piękność,której tak naprawdę wcale nie ma.Ohyda.Okej,może i jestem naiwna. Przecież chłopcy w tym wieku pragną seksu,pieniędzy i seksu. A do seksu moja gadka jest chyba nieprzydatna. Z resztą,mam osiemnaście lat, niewyjściową twarz, przewrażliwionego ojca policjanta i całkiem dziwną przeszłość. Ale o tym może kiedy indziej?
Wracając do niego, nie zauważyłam,kiedy się do mnie zbliżył. Poczułam na sobie jego oddech, obrzydliwy zapach papierosów i jakiś duszący perfum.
-Szukasz rozrywki?
Pff,czy szukam rozrywki?! Miał chyba nie po kolei w głowie. Gdyby ojciec wiedział,co ja robię w takim miejscu... Ale ojciec nic nie wiedział i wyraźnie się mną nie interesował. Ale kogo obchodzi mój ojciec? Chłopak patrzył mi w oczy i muszę przyznać,że miał przenikliwy wzrok. Poczułam,jak ciarki pojawiają się na mojej skórze. To były ułamki sekundy, kiedy nieprzemyślane słowa wyleciały z moich ust.
-Pojebało cię koleś? Zabierz brudne rączki. - wysyczałam przez zęby,siląc się na milutki ton i uśmiechając się,rzuciłam wyraźnie poirytowane spojrzenie w jego stronę. Ale w sumie,czego ja szukałam w takim klubie? Co ja tam w ogóle robiłam, ubrana tak wyzywająco? Chyba nie oczekiwałam,że zjawi się dżentelmen z kwiatkiem i zaprosi mnie na kawę. To chyba był dzień złych decyzji,bo chłopak chwycił moje nadgarstki i przycisnął mnie do ściany. Ups,chyba kogoś zdenerwowałam. W głowie huczały słowa mojego ojca,które powtarzał mi każdego dnia,odkąd byłam małą dziewczynką. (Tak,wiem,że ciągle nawijam o ojcu, ale to jedna z niewielu postaci męskich w moim życiu,a kiedy w dzieciństwie przytrafiła mi się tragedia,był jedyną osobą,którą miałam przy sobie)

-Charlotte,skarbie, powtarzamy? - mężczyzna nieco po trzydziestce kucał przy dziesięcioletniej brunetce, trzymając ją za rączki.
-Trzymamy się z dala od potencjalnie niebezpiecznych miejsc. - wyrecytowała dziewczynka, zaglądając w oczy swojemu tacie.
-Co to znaczy,że są potencjalnie niebezpieczne?
-To wszystkie miejsca publiczne po zmroku. Kiedy jest już ciemno, nie wychylam noska z mojego pokoju. 
Mężczyzna ucałował czoło małej Charlie i stanął na równe nogi. Chciał już opuścić pokój,kiedy mała się odezwała.
- Tato, czy ja kiedykolwiek będę mogła zobaczyć miasto nocą? Czy będę mogła kiedyś wyjść,kiedy już będzie ciemno? Czy już zawsze w ciemności będę niebezpieczna? To w ciemności kryją się tacy źli ludzie,którzy mnie kiedyś zabrali? - mówiła coraz ciszej, robiąc przerwy na pociągnięcie noskiem. 
-Aniołku... - czoło mężczyzny zmarszczyło się; wyraźnie zmartwiły go pytania córki. Nie lubił wracać do zdarzeń z przed niecałych sześciu miesięcy. Nienawidził siebie za popełniony wtedy błąd. Miasto to nie jest dobre miejsce dla dzieci. Nie powinien był puszczać jego dziewięcioletniej jeszcze córki do sklepu. Przecież zapadał już zmrok. "Mam latarkę,tatusiu, proszę,proszę,tak bardzo chcę batonika!" namawiała go mała. A on,głupi,puścił ją. Puścił ją,mijały minuty,które zamieniały się w godziny,a ona nie wracała. Spanikowany wyszedł jej szukać,ale po Charlie nie było śladu. Co zrobiłaby jego żona? Nie miał pojęcia,przecież zmarła przy porodzie. Głupi był,to na pewno. Gdzie się podziało jego trzeźwe myślenie? Jej nie było! Nie było jej nigdzie! "Charlie... Charlotte! Lottie!' wołali mieszkańcy dzielnicy,którzy z załamanym ojcem szukali dziecka. Dobrze,że był policjantem, koledzy zaraz rozpoczęli poszukiwania. Nie minął tydzień,kiedy dostał list z żądaniem okupu. Złapał się za głowę. Nie pomyślał. Zapomniał, że policjant w tym mieście nie ma łatwego życia,a zwłaszcza on, który miał mnóstwo majątku, pełno spadków po bogatej rodzinie. Idealny łup dla porywaczy,jego słodkie maleństwo,oczko w głowie. Trzy miesiące, załamanie nerwowe. Po trzech miesiącach ,ponad dwudziestu wpłatach okupu dla porywaczy i "brawurowej akcji policji" odzyskał swoją córeczkę. Jak to możliwe,że kilka miesięcy po powrocie do domu,Charlie wróciła do siebie? Niesamowicie odważne dziecko. Ale on tak bardzo nie chciał o tym rozmawiać... ale przecież nie mógł uciekać przed faktem w nieskończoność.
-Posłuchaj mnie,młoda damo. Kiedyś przyjdzie taki czas,kiedy poznasz miasto nocą. Kiedyś,ale jeszcze nie teraz. Kiedyś będziesz gotowa,żeby skopać tyłki tym wszystkim,którzy czają się gdzieś w ciemnościach,ale jeszcze nie teraz,okej? 
-Okej. Dobranoc,tato.
-Dobranoc. 
Zapalił maleńką lampkę przy łóżku dziewczynki i opuścił pokój, a ona dzielnie pomaszerowała do spania i już nigdy więcej nie interesowało jej,co jeszcze można znaleźć w ciemnościach.


Nigdy więcej?Nigdy więcej aż do teraz.
To nie był odpowiedni moment na wracanie do wspomnień. Zwłaszcza,że mój niebezpieczny towarzysz widocznie się wściekł. To było dziwne,ale przez chwilę poczułam strach. Zapomniałam,jakie to uczucie: bać się. Ostatnio bałam się w wieku dziesięciu lat,ale jeśli z takich rzeczy można wyjść cało,to ja dam sobie radę ze wszystkim. Strach paraliżuje. Strach to niezły gnojek,ale jeśli stawić mu czoła,to można nawet się z nim zakumplować.
-Mi. Się. Nie odmawia.
Jego głos ... zapadł mi w pamięci. Tak samo jak oczy. Straszne? Może trochę,ale na pewno piękne. Piękne,niebieskie oczy,nieskazitelne,czyste. Widok tych oczu mnie uspokoił i najwidoczniej przyniósł szczęście, bo zza ramienia bruneta zobaczyłam zbliżającego się w naszą stronę Daniela. To była okazja; odepchnęłam od siebie chłopaka,kiedy mój przyjaciel był tuż za nim.
- Psychopata.- rzucił i objął mnie, kierując się ze mną w jakąś uliczkę.
-Weź te ręce. - mówiłam niewyraźnie,kiedy znaleźliśmy się już na ulicy,a mój kolega łapał dla nas jakąś taksówkę. - i nie powinieneś nazywać go psychopatą. Jeśli rzeczywiście nim był,mogło go to trochę urazić.
- Wsadź sobie w dupę te gadki,których nauczył cię tatuś. Nawet nie podziękujesz za uratowanie twojego chudego tyłka? Który z resztą tak dobrze wygląda w tej sukience...
W odpowiedzi tylko uderzyłam Daniela pięścią w ramię,bo nie miałam już siły na ruszanie ustami. Chyba zasnęłam,bo następnym przystankiem było moje łóżko w mieszkaniu Josie, w którym obudziłam się grubo po południu i w którym leżałam do tej pory.
- Miałaś rację, więcej cię nie zabieram na żadną imprezę,marudo. Jak masz tak jęczeć cały dzień, to chyba się ulotnię na kilka godzin. - mruknęła, obserwując mnie,jak kręcę się w łóżku. - i nie kręć się tak,do cholery.
-Joooooooosie,nic nie rozumiesz. - spróbowałam jakoś usiąść,ale chyba mi nie wyszło. - Ał. Jest mi niewygodnie i nie zostawiaj mnie samej! Nie musisz ze mną gadać,ale zostań,co?
-Boisz się? - uniosła brew ku górze, uśmiechając się wrednie. Cała Josie,z kim ja się przyjaźnię? - A co,jeśli ja znam tego psychola i będę mu podawać wszystkie informacje dotyczące ciebie? On cię znajdzie,a ty będziesz płakać, bo zaufałaś mi,a ja jestem suką.
- Wiem,że jesteś. Dobra,idź już sobie.
-Dobra wiadomość,nie będziesz sama! To znaczy,dobra dla ciebie,bo mnie to specjalnie nie obchodzi.Daniel zaraz...
- Daniel zaraz się zjawi! Co tam Charlie,kac morderca? - do pokoju wszedł mój przyjaciel,którym w sumie wcale nie był,ale leciał na mnie,a ja odtrącałam jego szczenięce zaloty.
-Bardzo śmieszne,dupku. Jeśli przyjechałeś tu swoim motorkiem,to możesz teraz wywieść Josie gdzieś w pole i dać mi święty spokój. Twój głosik jest w tej chwili co najmniej irytujący. Jeśli teraz nie opuścicie tego pokoju,to przysięgam,że będę taka nieznośna przez cały tydzień. Tak,Josie, to jest szantaż.
Dałabym sobie głowę uciąć,że spojrzeli teraz po sobie,ale nie miałam siły tego sprawdzać,bo leżałam twarzą w poduszce walcząc z uporczywą migreną. Usłyszałam zamykające się drzwi i po chwili w mieszkaniu zapanowała błoga cisza. Po jakimś czasie walki z grawitacją jakoś podniosłam się z łóżka,bo naszła mnie ochota na gorący prysznic.
-O boże, Charlie,zdecydowanie przesadziłaś. - gadałam do siebie, powłócząc nogami w stronę łazienki. I wtedy zauważyłam różę. Białą różę, leżała w korytarzu razem z jakąś karteczką.
"Dobrze się spało,księżniczko? Bo ja nie mogłem przez Ciebie zmrużyć oka".
-Serio,Daniel? Znowu? Boże,co za tandeta. - zabrałam różę i karteczkę z powrotem do pokoju,odkładając ją na komodę. Miałam dość tych dziecinnych zalotów Daniela. Nie jeden raz powtarzałam mu,że nic z tego nie będzie,że jesteśmy przyjaciółmi. To z 'przyjaciółmi' to było na odczepnego,bo nie uważałam go za przyjaciela. Na miano przyjaciela zasługiwała tylko i wyłącznie Josie. Tak,ta sama,która straszy mnie jakimś psycholem,ale mam tą wariatkę,odkąd skończyłam podstawówkę i znamy się na wylot. Nikt inny nie poznał Josie,jaka jest w środku. I dobrze, Josie jest tylko moją przyjaciółką a ja jestem tylko jej i taki układ jest dla nas odpowiedni.
Poszłam do łazienki, zrzuciłam z siebie ubrania i odkręcając wodę, zauważyłam kolejną różę.
"Mogłabyś być moja. Tylko na jeden wieczór."
Co?
Co mu odbiło? O czym on teraz do mnie pisze? Boże,wiem,że jest przystojny i na pewno z niejedną lądował w łóżku,ale czy odrobinkę się nie zapomniał? Może pomarzyć. Z resztą,każdy może pomarzyć. Nie wyobrażam sobie spać z jakimś dupkiem poznanym rok temu, z którym nie łączy mnie nic oprócz czegoś,co nazywa "przyjaźnią". Ohyda.
Ej,Charlie,ale z ciebie cnotka. Dobra,co ja wygaduję?
 Z półki przy lustrze wzięłam telefon i nieźle wkurzona napisałam, grzecznie mówiąc, nieładną wiadomość. do mojego uwodziciela-nieudacznika.
-Przysięgam,Daniel. Jeszcze jedna róża,a utnę ci jaja!
Odłożyłam telefon i zrezygnowana weszłam pod prysznic. Krople gorącej wody ukoiły moje zdenerwowanie. Zamknęłam oczy; tego mi brakowało. Ciężar minionego wieczoru i dzisiejszego dnia ulotnił się gdzieś z parą. Na chwilę z głowy wyleciały wszystkie uporczywe myśli. Niestety,wszystko co dobre,kiedyś się kończy,bo kiedy zorientowałam się,jak jest przyjemnie, gdzieś we mnie znów zrobiło się głośno od natłoku wspomnień i przemyśleń,które aż krzyczały z prośbą o zwrócenie na siebie uwagi. Ojciec był pierwszą osobą,która przyszła mi do głowy.
Boże,Charlie! Przynudzasz z tym starym facetem.
Ale co ja na to poradzę? To już ponad miesiąc,odkąd mieszkam u Jo,a tata się nie odezwał. No dobra,może i pożegnałam go słowami "proszę,nie odzywaj się do mnie". Może i zapomniałam,jaki tato jest wrażliwy i że bierze wszystko do siebie. Masz co chciałaś,głupia. Wiem,co może czuć teraz ojciec. Stracił mnie drugi raz,ale teraz sama odeszłam. Wiem,że codziennie dostaje informacje,co się u mnie dzieje, bo Daniel jest strasznym lizusem. Na nieszczęście tata go bardzo lubi,a ten głupek myśli,że sobie w ten sposób zyska w moich oczach. Może rok temu by zyskał, ale moje relacje z ojcem nieco się pogorszyły. W dodatku nie wiem,czy tatusiowi spodobały się te liściki przy różach od mojego koleżki.
Dobra,koniec z tymi dwoma.Nie będę zaprzątać sobie głowy ich wizerunkami.
Ten dziwny chłopak. On przyszedł mi do głowy. Jego wzrok,taki pusty. I te piękne oczy. Serio,nie masz o czym myśleć dziewczyno? Tylko o jakimś psycholu,który chciał ci "znaleźć rozrywkę?"
Ale przecież ten chłopak może mieć ciekawą historię. Przyznaję,że wyglądałam trochę lepiej niż zwykle,ale dlaczego do mnie podszedł? Nie jestem atrakcyjna. Na pewno zraniłam jego męską dumę, odtrącając go. Chętnie przyjrzałabym mu się z bliska,to znaczy,jego osobie. Prześledziłabym jego życie. Był trochę agresywny. Może ktoś mu coś kiedyś zrobił? Wiem,że takie zachowania nie biorą się z niczego,tata tłumaczył mi to wielokrotnie. A Daniel rzeczywiście mógł go nie nazywać psychopatą...
-Mniejsza o to, to było jednorazowe spotkanie i więcej go nie zobaczysz,Charls.Weź się w garść. - mruczałam, wycierając się i otulając  moim ulubionym szlafrokiem. Chyba naprawdę coś się ze mną dzieje,bo coraz częściej gadam sama do siebie,ale chyba przywyknę. Czasami i tak jestem jedyną inteligentną osobą w pomieszczeniu.
 Wsunęłam stopy w miękkie kapcie i wyszłam z łazienki.
Wtedy serce podeszło mi do gardła,a oddech przyspieszył. Róża. Tylko czerwona. Na korytarzu. Kiedy tu byłam przed prysznicem, nie było jej. Teraz leży na środku przejścia.
Zaraz,zaraz,nie zapędzaj się tak. Przecież to od Daniela. Czyli Daniel jest w mieszkaniu. Uspokój się.
-Dan? Dan! Wiem,że przylazłeś,niby skąd ta róża?
Ale nikt mi nie odpowiedział. Mój głos odbił się jak echo od ścian mieszkania. Czułam,że jest pusto, to się czuje. Nikogo tu nie było. A raczej,nikogo tu nie ma. Schyliłam się i drżącymi rękami otworzyłam liścik.
"Jeśli będziesz współpracować,nic Ci nie będzie. Nie chciałbym Cię krzywdzić. :)
P.S: Jesteś śliczna,kiedy się złościsz.To jak,za kilka dni się spotkamy?"
Nic mi nie będzie. Nie chciałby mnie skrzywdzić.
Co tu się dzieje,do cholery?
Rozejrzałam się po mieszkaniu,ale nic nie przerywało tej ciszy,która towarzyszy pustce. Byłam sama.
To był ten chłopak z imprezy. Tak,na pewno on. Na wspomnienie jego przeraźliwie błękitnych oczu uspokoiłam się. Przecież nic mi nie będzie. Obiecał,jeśli będę współpracować.
To jest gnojek. W moim wieku. Co on może mi zrobić?
Charlie,weź się do cholery w garść! Nie mów mi,że teraz się boisz...
Za kilka dni się spotkamy? Odruchowo chwyciłam po telefon; dwie nieodczytane wiadomości. Jedna od Daniela. "Jakie znowu róże? Opanuj się,mała. Kac nadal cię męczy?" Druga od nieznanego numeru. "Czego się tak boisz? Jeszcze nic Ci nie zrobiłem. Do zobaczenia. :) "
Wybrałam numer do taty, ale zawahałam się. Nie,nie będę go martwić. Dostanie zawału.
Schowałam telefon do kieszeni szlafroka i weszłam do pokoju,zamykając się w nim. Podeszłam do okna. Słońca nie było już na niebie.
"Trzymamy się z dala od potencjalnie niebezpiecznych miejsc" dźwięczało mi w głowie. Zapatrzyłam się w ciemność. Przecież jestem tu bezpieczna. On obiecał. Nie wiem czemu wierzę obietnicy psychopaty,ale jednak wierzę. Nadszedł ten czas,w którym jestem gotowa skopać tyłki ciemności. Ale on nie krył się w ciemności. On nie bał się światła.




***
Osiemnastoletni chłopak kucał gdzieś w ukryciu, obserwując przez lornetkę okno jednego z mieszkań w małym bloku. 
-Connor,to już robi się nudne. - stwierdza jego kolega,Tristan,stojący nieopodal. - Zostaw tą laskę w spokoju, chcesz,żeby znowu ci odbiło?
-Już mi odbiło,nie widzisz? - podniósł głos chłopak, wyrzucając lornetkę w krzaki i podchodząc do kumpla. - Idziemy. Chyba za bardzo ją przestraszyłem.
-Mówiłem ci,że przesadzasz... Boże,dość.
-Hej, czy kilka lat temu ktoś ci kazał się ze mną zapoznać? 
-Spokojnie,mały. - wyszczerzył się blondyn, szturchając kolegę. -Na pewno nie odpuścisz?
-Stary, rozumiesz że nie mogę? Muszę,muszę ją poznać,mieć, nie panuję nad sobą. Ten pieprzony psychol w mojej głowie się odezwał,czaisz? - Connor złapał się za głowę i przymknął oczy,bezsilny. -Mam siebie dosyć. - słowa ledwo wychodziły z jego ust przez zaciśnięte zęby,kiedy wściekły kopnął któryś z kamieni na drodze. 
- Wcale nie jesteś taki groźny,jakiego grasz. 
-Nie,póki mam to,czego chcę. -warknął. - i będę miał. 
-To nie będzie takie łatwe,tatuś policjant,mnóstwo kasy na koncie,a hajs równa się znajomościom.
-Założymy się,Evans? - uśmiechnął się pod nosem. -A zacznę od tego gnojka,który się ciągle wokół niej kręci. Nauczę go,jak powinien się do mnie zwracać. A przede wszystkim wybiję mu z głowy Charlie. Jeśli ja nie mogę jej mieć,nikt nie będzie miał. 

_______________________________________
oto rozdział pierwszy!
PO LEWEJ STRONIE JEST ANKIETA,ZAZNACZAJCIE SIĘ:)
Pamiętajcie,że komentarze motywują.
Jeśli zawaliłam,przepraszam. Chciałam Wam dać ten rozdział szybciutko. W drugim rozdziale zacznie się dziać i poznacie resztę przyjaciół Connora :) 

x @niallzzbae

EDIT: jest już Obsesja na Wattpad. znajdziecie ją w zakładce na pasku po lewej stronie .

środa, 10 września 2014

prolog

 Wiecie jak to jest,kiedy ktoś pojawia się w waszym życiu w niewłaściwym miejscu i  czasie? Tak było z Charlie.
Nie byłem trudnym dzieciakiem.  Trafniejszym określeniem byłoby "niekochane". Tak,zdecydowanie, rodzice mnie nie kochali.  Ja też ich nie kochałem. Kiedy,będąc rozpieszczonym ośmiolatkiem,zacząłem myśleć logicznie, doszedłem do wniosku,że byłem zwykłą wpadką. Z okresu dzieciństwa pamiętam tylko co jakiś czas zmieniające się opiekunki i cotygodniowe wizyty matki z samego rana. Myślała,że  śpię,ale zawsze wszystko słyszałem. Zostawiała pieniądze, nigdy o mnie nie pytała. Nie interesowała mnie jej osoba- wiedziałem,że pieniądze są dla mnie,więc zawsze miałem to,czego chciałem. Opiekunki zwracając się do mnie,nigdy nie zdrabniały mojego imienia, nikt nigdy nie mówił do mnie czule. Byłem po prostu Connorem.  Mając te głupie osiem lat, wepchnięto mnie między ludzi, do szkoły. Odstawałem od reszty, ale nie przeszkadzało mi to. Irytowały mnie ich uśmiechnięte buźki, bo sam taki nigdy nie byłem. Nie miałem powodów do uśmiechu. Siedziałem sam, z boku. Nauczycielki latały wokół mnie, codziennie pytając,czy nic mi nie jest. Ja nigdy  nie odpowiadałem. Tak mijały lata. Coraz bardziej 'dziwaczałem'; tak mówili wychowawcy podczas rozmów z moją matką,która udawała,że słucha ich wywodów,kiedy odwiedzali mój dom. Po każdej takiej wizycie mówiłem jej,że to wszystko jej wina, ale ona nigdy ze mną nie rozmawiała. Rzucała tylko spojrzeniem i opuszczała pomieszczenie. Uciekała przede mną, a ja cieszyłem się za każdym razem,kiedy sprawiałem jej zawód. Chociaż...kto wie,czy te zawody sprawiały jej choć trochę przykrości?
A teraz jestem osiemnastoletnim psychopatą. Gdybym miał normalnych rodziców, na pewno nazywaliby moich przyjaciół 'marginesem społecznym' i siedziałbym w domu,uziemiony szlabanem rodzicielskim.  Na szczęście moi rodzice nie byli normalni, a ja obracałem się w jakim towarzystwie chciałem i nikt nie zwracał na to uwagi. Bez tej trójki mieszkałbym chyba na ulicy. Tristan, James i Bradley - swój do swego ciągnie. Oni byli równie stuknięci,co ja. Ale powiedzmy sobie prawdę: czy ktoś normalny wytrzymałby ze mną chociaż jeden dzień? Mieliśmy ten przywilej, że matka natura nie szczędziła nam swoich darów. Kurcze,byłem na prawdę przystojny i -jakkolwiek gejowsko to nie zabrzmi- to samo mogłem powiedzieć o moich kumplach. No,może Brad był trochę bardziej słodki,niż przystojny,ale to działało na panienki,więc nie narzekałem. Wyglądaliśmy na normalnych kumpli, ale w mojej chorej główce nie wszystko funkcjonowało tak,jak powinno. Byłem tego świadomy; to wina mojej matki. Myślała,że wyrosnę na normalnego? Niestety,ale jabłko pada niedaleko od jabłoni.
Tego wieczora wybraliśmy inny klub niż zwykle. Chłopacy starali się o takie miejsca, w których było co wyrwać. Dziewczyny mi się nigdy nie opierały; ich naiwność szła im na rekę. Gdyby któraś z nich kiedykolwiek mi odmówiła,dostałbym conajmniej szału. Tristan wiedział o tym najlepiej,dlatego podsuwał mi pod nos łatwe sztuki. albo przynajmniej myślał,że są łatwe. Zdawałem się na niego, zawsze z pozytywnym skutkiem.  Feralnej nocy wybrał zły klub i złą godzinę, a ja nie zdążyłem zapoznać się z ofertą kumpla,kiedy  zobaczyłem ją. Wyszedłem na papierosa, a ona stała przy ścianie, zmarznięta. Miała na sobie małą czarną; "standard" pomyślałem. Była bardzo drobniutka,a jej buzia była przeurocza. Taka niewinna. Dużymi oczyma obserwowała wszystko,co działo się wokół. Wyglądała na conajmniej zagubioną.Jakby pierwszy raz miała na sobie tak krótką spódniczkę. Jakby nigdy wcześniej jej usta nie były tak czerwone. Jakby ciężar tuszu do rzęs ciążył na jej powiekach. To jednak nie zmieniło faktu,że była tak cholernie seksowna. Może nie podszedłbym do niej,gdyby w tamtej chwili nie przygryzła wargi;ale przygryzła i nic nie mogłem poradzić.
- Szukasz rozrywki? - zagadałem. Nie bawiłem się w wyszukany podryw. Wszystkim laskom wystarczył mój "cholernie seksowny uśmiech" i "zniewalający zapach". Z resztą, niby po co przychodziły tak odstrojone do klubów? Chciałem,tak jak zwykle to robię, złapać ją w talii i zabawić się w uwodziciela, ale ona obrzuciła mnie karcącym,a wręcz wyrażającym obrzydzenie spojrzeniem.
- Pojebało cię koleś? Zabierz brudne rączki. - powiedziała przesłodzonym tonem, uśmiechając się tak sztucznie, że głos psychopaty w mojej głowie podsunął mi scenariusze,których mogę użyć,żeby zmazać z jej buźki ten irytujący uśmieszek. Tętno poszło momentalnie w górę; czy ta laleczka mi właśnie odmówiła? Byliśmy sami, złapałem więc jej nadgarstki i przycisnąłem ją do ściany, sapiąc do jej ucha:
- Mi. Się. Nie odmawia.
Przez chwilę zauważyłem przerażenie w jej oczach. Spodobało mi się to. Jeśli chce pogrywać,proszę bardzo. Dawałem jej ostatnią szansę. Jeśli nie dostanę tego,czego chcę, pożałuje. Byłem tego pewny- wiedziałem,że później nie będę w stanie się opanować. A ona? Ona mnie odepchnęła i zanim zainterweniowałem, obok niej pojawił się chłopak.
-Psychopata. -rzucił, obejmując moją dziewczynę i odchodząc w ciemną uliczkę. Może gdyby mnie tak nie nazwał,nie skończyłby tak,jak skończy. Na nieszczęście dla niego,ten zwrot bardzo mnie wpieniał. W tamtym momencie uwolniłem psychopatę w mojej głowie i nie myślałem już racjonalnie. W tamtym momencie nic nie było okej, w tamtym momencie zaczęła się zabawa. W tamtym momencie skończyło się normalne życie Charlie. W tamtym momencie zaczęła się obsesja.

____________________________________________
krótka notka: z boku jest ankieta,zaznaczajcie się :) chcę wiedzieć,ile osób czyta/będzie czytać.
i mała prośba o komentarze,które są ogromną motywacją.
buziaki :*
Szablon by
InginiaXoXo